Rugia na rowerze



Rugia na rowerze

Rugia – 31 maja – 3 czerwca 2018 roku

Do Stralsundu (bramy Rugii) mamy niecałe 300 km i aż wstyd, że wcześniej nie odwiedziłam wyspy położonej tak blisko Polski. Pogoda była wyśmienita (co prawda zapowiadano burze) więc odważyłam się wybrać na pierwszą swoją wyprawę z sakwami – co prawda w wersji wygodnej – bo noclegi zarezerwowaliśmy za pomocą booking home a do Stralsundu dojechaliśmy samochodem (samochód zostawiliśmy na strzeżonym parkingu w pobliżu dworca kolejowego – koszt 23 euro za pięć dni). Rugia doskonale nadaje się na pierwszą wyprawę z sakwami, trasy są dobrze oznakowane i trudno byłoby się zgubić. Zupełnie inaczej sprawy mają się na trasie R-10 w Polsce, wzdłuż wybrzeża Bałtyku. 


Rugia. Stralsund- Kluis

Dzień pierwszy – 31 maja – 72km
Załadowaliśmy bagaże na rowery i ruszyliśmy na rynek w Stralsundzie. Nie tylko nasza ekipa zrobiła postój na kawę, spotkaliśmy tam kilka grup rowerzystów, z którymi będziemy się spotykać w różnych częściach wyspy. Ze Stralsundu ścieżka rowerowa prowadzi nas przez stary most (z widokiem na nowy, wiszący nam nad głowami most dla samochodów) na wyspę Rugię. Ruszyliśmy w głąb wyspy, zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. Za mostem, uciekając od ruchu samochodowego, skręciliśmy w lewo i wypróbowaliśmy wytrzymałość naszych rowerów jadąc po bruku. Rowery zdały egzamin, my okazaliśmy się mniej wytrzymali i wkrótce zrobiliśmy  przystanek w Altefahr, gdzie przy pierwszej fishbule podziwialiśmy widok na Stralsund. 
Rugia na rowerze. Port w Altefahr
port w Altefahr
Trasa wiodła wzdłuż brzegu morskiego i pól, pachniały kwitnące dzikie róże, mijaliśmy liczne punkty widokowe z ławeczkami i pierwsze domy pokryte strzechą. Dłuższy odpoczynek zrobiliśmy w Rambin, gdzie przy dużym parkingu i stacji kolejowej znajduje się kilka knajpek i sklepików. Pierwszego dnia pokonaliśmy 72 km. Nocleg mieliśmy zaplanowany w niedaleko  miejscowości Gingst i lokalnego  parku miniatur. W małej wiosce Kluis, znalazł się przytulny hotel z knajpką, w której można było zjeść i wypić piwo mimo późnej pory.
trasy rowerowe Rugii, zachodnie wybrzeże Rugii na rowerze
droga wzdłuż zachodniego wybrzeża Rugii

Rugia na rowerze, trasy rowerowe Rugii, wybrzeże zachodnie
wśród pól i wiatraków
rowerowe trasy Rugii, drogi lokalne na Rugii
puste lokalne drogi
rowerowa Rugia, hotelik na prowincji


Dzień drugi: 

Kluis – Sassnitz - 47 km 

Plany mieliśmy ambitne: poprzez przylądek Arkona dotrzeć do Sassnitz (czyli przejechać około 100 km). Jednak po pierwszych kilometrach, po napotkaniu pierwszych pagórków (mimo, że nie były aż tak wysokie), postanowiliśmy skrócić trasę. Ominęliśmy słowiański ośrodek kultu i zmierzaliśmy prosto do Sassnitz. Dla nas (debiutujących sakwiarzy) chyba była to trafna decyzja bo trasa obfitowała w pagórki, chmury nad nami się kłębiły, pogoda była upalna a miejsc do odpoczynku spotkaliśmy niewiele. Z trudem znaleźliśmy knajpkę na trasie między Gingst a Parkiem Narodowym w Jasmund (mimo, że mijaliśmy piękne, turystyczne miejsca jak Lietzow czy Lohme). Do klifów w Parku Narodowym Jasmund dojechaliśmy drogą miejscami pokrytą brukiem, wiodącą przez gęsty las, który ochronił nas przed pierwszymi kroplami deszczu. Przed deszczem schowaliśmy się  w budynku muzeum a potem pozostało podziwianie klifów i chwila zasłużonego odpoczynku. Do Sassnitz zjechaliśmy bardzo szybko… nawet trochę za szybko i tak dzięki dużej różnicy poziomów błyskawicznie znaleźliśmy się w nadmorskim kurorcie i mieliśmy dużo czasu by powłóczyć się po pięknym portowym mieście. 
 
lokalne drogi Rugii, trasy rowerowe na Rugii
pierwsze pagórki na trasie
Trasy rowerowe Rugii, północne wybrzeże Rugii
Droga z widokiem na morze
plaża w Lietzow
trasy rowerowe Rugii, domy sztachulcowe
domy sztachulcowe
Trasy rowerowe na Rugii, Park Narodowy Jasmund
Park Narodowy Jasmund
niestety trochę trzęsie
trasy rowerowe Rugii, klify Jasmund
klify
trasy rowerowe Rugii, Sassnitz
zaułki Sassnitz
promenada w Sassnitz
promenada w Sassnitz

molo w Sassnitz
promenada



Dzień trzeci 

Sassnitz – Lauterbach (koło Putbus) – 60 km


Po rundzie wzdłuż promenady (tłoku jeszcze nie ma więc  można było jeździć rowerem mimo zakazu), wyjechaliśmy z Sassnitz imponującym mostem dla rowerów i pieszych, wznoszącym się nad portem. Po drodze (by odsapnąć) podziwialiśmy widoki na port, pstryknęliśmy fotkę tablicy pamiątkowej z pobytu Lenina i znaleźliśmy się w części Sassnitz,  w której było widać jego NRD przeszłość (m.in. wysoki blok psujący panoramę miasta). Tablice pamiątkowe pokazywały jak wyglądało miasto w czasach NRD. Na szczęście nie zniszczono budynków służących wypoczynkowi i dzięki temu Sassnitz pełne jest pensjonatów o bardzo ciekawej architekturze. 
 
uliczki Sassnitz
 
promenada w Sassnitz
pomost nad portem w Sassnitz
Na rogatkach miasta kryje się sklep Netto, w którym warto zrobić zakupy bo  małych sklepików na trasie raczej nie ma. Droga wiedzie wzdłuż wybrzeża, wśród pięknych lasów, na parkingach parkują samochody a mieszkańcy okolicznych miast idą plażować bez całej hałaśliwej infrastruktury jak w naszej części Bałtyku. Tak dojechaliśmy do Prory. Wrażenia upiorne, opustoszały kompleks budynków, budowanych na rozkaz Hitlera, mających zapewnić ludziom wypoczynek a Hitlerowi poparcie. Trzeba się śpieszyć by zobaczyć pozostałości gigantomachii hitlerowskiej bo na naszych oczach do Prory wkracza kapitalizm: kolejne partie opuszczonych budynków są remontowane i sprzedawane, a tuż obok jest piękna, piaszczysta plaża.

trasa rowerowa na Rugii, ruiny Prory
Prora, upiorne pozostałości hitlerowskich budynków
Prora - nowe apartamenty
plaża  Prory
Niestety nie zwróciliśmy uwagi, że niedaleko znajduje się kolejna atrakcja Rugii: wieża Centrum Dziedzictwa Rugii, która wyrosła w lasach obok Prory. Gnaliśmy ścieżką rowerową, nie zwracając uwagi na ewentualne drogowskazy, zgłasza że nikt z nas nie znał niemieckiego (choć to nie do końca prawda, w miarę upływu kilometrów jeden z uczestników podróży uruchomił zasoby pamięci jeszcze ze szkoły średniej i coraz sprawniej uwagi z kelnerami zaczął wymieniać).
Dobrze, że zażądałam odbicia w kierunku wody i tym sposobem ujrzeliśmy Binz – miasteczko, które ze ścieżki i promenady nad jeziorem uczyniło miniaturowe cudo, otoczone kwitnącymi rododendronami i punktami widokowymi. Niestety nie posiadam zdjęcia bo mknęliśmy w kierunku góry zapowiedzianej przez naszego przewodnika. Górę można ominąć ale daliśmy się skusić mając nadzieję na szalony zjazd jak to było przy okazji zjazdu z klifów w Parku Jasmund do Sassnitz. Gorzko tego z koleżanką pożałowałyśmy, pchając rowery pod górę i sprowadzając je po bruku i szutrze, który nie nadawał się do jeżdżenia (według naszej opinii bo panowie jechali). I tym sposobem ujrzeliśmy Dom Myśliwski (Jagdschloss Granitz), dla dzieci może to być ciekawe miejsce, bo jest otoczony placem zabaw a na górę dojeżdża kolejka!
 
Jagdschloss Granitz
Zobaczyliśmy jeszcze jedną kolejkę w drodze do Sellin – słynnego szalonego Rolanda, buchającego parą. Sellin jak wszystkie rugijskie kurorty zaskoczyło nas ciszą i spokojem. Z jednym wyjątkiem, na plaży trwały przygotowania do koncertu i puszczano hałaśliwą muzyką, która psuła przyjemność przebywania na pięknym molo. A poza tym było gorąco, więc po lodach i piwie na ochłodę ruszyliśmy dalej wzdłuż pięknych piaszczystych plaż z niezbędnymi w tej części Europy koszami. 
 
trasa rowerowa wzdłuż kolejki Szalony Roland
Sellin w pełnym słońcu
Rugia na rowerze, molo w Sellin
molo w Sellin
trasa rowerowa w Sellin
Równie piękne widoki czekały nas po opuszczeniu Sellin: rozlewiska wody, zielone pagórki, przeprawa malutką łódką, postój w uroczej marinie.
pagórki za Sellin
przeprawa łódką



Dzień czwarty: 

Lauterbach (koło Putbus) – Stralsund – 42 km

Mieszkaliśmy w Lauterbach niedaleko Putbus. Miejscowość pełna pensjonatów, z piękną mariną i małymi knajpkami, niestety zamykanymi około 22. Rankiem ruszyliśmy prosto w kierunku Stralsundu. Droga wiodła początkowo wzdłuż brzegu morskiego, następnie wśród pól. Mimo meandrów i zakrętów nie sposób było się zgubić, do celu prowadziły nas liczne drogowskazy.

plaże wschodniego wybrzeża Rugii
polne drogi na Rugii
jedna z knajpek na szlaku
Jedynym problemem były knajpki a właściwie ich brak. Ta ze zdjęcia była nieczynna, druga położona w marinie otwarta miała być dopiero w południe, a następna z hamakami leżakami była położona zbyt blisko Stralsundu by się w niej zatrzymać.

Czy warto odwiedzić Rugię? 

Długo się opierałam bo po co jechać nad morze gdy się niemal nad Bałtykiem mieszka? Wróciłam zachwycona, z kilku powodów:
  • cisza, spokój i brak tłoku - tam można odpocząć  od hałasu i od tłumów. Nawet największe kurorty są wyciszone i melancholijne. Niestety bardzo mi przeszkadza kakofonia najrozmaitszej muzyki w miejscowościach naszego wybrzeża. 
  • piękne plaże, piaszczyste i kamieniste a przede wszystkim kameralne. Powszechnym sposobem wypoczynku jest zaszycie się na małej plaży odciętej od świata, bez wszechobecnej komercji: chodzących koników, gokartów, grających samochodów dla maluchów itp.
  • jedzenie - ryby podawane na różne sposoby, pyszne i świeże. Mięsożercy będą musieli się nachodzić w poszukiwaniu knajpki.
  • architektura - można nie zeszpecić krajobrazu architektonicznym zróżnicowaniem, zachować charakter dawnych uzdrowisk (choć trzeba się śpieszyć czego dowodem apartamentowce powstające w Prora)
  • kredowe klify i inne atrakcje. 
  • rowery - trasy rowerowe, czasem płytami, czasem piachem lub po łące ale zawsze doskonale oznaczone.
  • kultura jazdy kierowców. Jeśli szosa była wąska (drzewa przy drogach nie są wycinane, wszędzie ostrzeżenia dla samochodów o utrudnieniach spowodowanych przez drzewa) samochody często zatrzymywane były na poboczu tylko z tego powodu, że jechaliśmy rowerami. Jeśli wyprzedzali nas to ostrożnie i powoli. Jeden samochód na wąskiej dróżce minął nas szybko i prawie musnął lusterkiem miał niestety polską rejestrację.

 

Komentarze

  1. Fajna relacja. Jeśli chodzi o preferencje typów miejsc do wypoczynku, mam bardzo podobne do Twoich. Zatłoczone i krzykliwe polskie letnie wybrzeże wybitnie nie jest dla mnie.
    Choć kiedyś słuchałem ciekawej audycji w Trójce. Wypowiedział się jakiś pan ze wsi. Argumentował, że oni z żoną szukają właśnie takich miejsc, bo cały rok mają cicho, spokojnie i kontakcie z naturą. Co człowiek, to inne potrzeby.
    Pozdrawiam z Ciechocinka.
    Radek

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Niestety nie zrealizowaliśmy całego planu - koleżankę bolało kolano i skracaliśmy trasy np. Nie byliśmy na Arkonie- a to jeden z ładniejszych fragmentów wyspy. Jest to pretekst do ponownej wycieczki na Rugię. A co do naszego wybrzeża to można znaleźć spokojne miejsca ale coraz częściej przed sezonem. W ubiegłym roku przejechałam polski kawałek wybrzeża i polecam Białogórę np. http://historiezrowerem.blogspot.com/2018/07/wzduz-wybrzeza-na-rowerze.html
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Parki rowerowe są jednym z najlepszych miejsc na wycieczkę rowerową. W zeszłym roku po kupnie nowego roweru ze sklepu https://www.bikesalon.pl/ zdecydowałem się od razu na wycieczkę do parku narodowego. Wybrałem karkonoski park narodowy, bo kupiłem rower górski. Trasa nie była łatwa, ale jakoś się udało

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz