Sycylia rowerem i na piechotę
Trapani na rowerze
Miała być Majorka – z biurem podróży w ramach
last minute, potem Algavre również last minute a wyszła Sycylia. Chciałam
wykupić tanią wycieczkę, czekałam do ostatniej chwili, ceny spadły ale od kupna odwiodła mnie pogoda. Prognozy
wszelakie przewidywały załamanie pogody nad Morzem Śródziemnym i groziło nam,
że wyjedziemy w podróż do Warszawy- tam przewidywano świetną pogodę. Może
gdybyśmy tylko chcieli zwiedzać pogoda nie miałaby takiego znaczenia ale my
chcieliśmy jeździć na rowerze! Nadchodzi termin wyjazdu, bilety w Berlinie
podrożały ale na szczęście Wrocław okazał się deską ratunku. Bilety do Palermo
i powrót do Wrocławia w cenie 200 zł od osoby! Czy da się na Sycylii wypożyczyć rowery i odnaleźć w miarę bezpieczne trasy? Daliśmy radę w Rzymie to czemu nie na Sycylii?
Dzień
pierwszy 11 kwietnia 2018
Musieliśmy
samochodem dotrzeć do Wrocławia, parking niedaleko lotniska - 60 zł na tydzień.
Przylot do Palermo około ósmej wieczorem, odbiór samochodu w Sicily by Car - kolejka bo większość pasażerów naszego samolotu
tam się zgromadziła (cena była zachęcająca) i trochę nerwów - bo noc i pierwszy
raz na Sycylii, a wieść niosła, że Sycylijczycy mają okropny styl jazdy. Jednak
całkiem sprawnie docieramy do Trapani, parkujemy przy porcie, szukamy apartamentu
Alla Marina Bed And Breakfast. Wielkie
drzwi na głucho zamknięte. Dzwonimy, ktoś po włosku nawija szybko ale chociaż
nie znam ani trochę włoskiego jakoś zrozumiałam, ze trzeba dzwonić na drugi
numer. Co robię lekko spanikowana ponieważ nie sprawdziłam, do której godziny
można się zakwaterować. Ale z ulgą już po angielsku usłyszeliśmy wyjaśnienia syna
gospodarzy, że zaraz nas wpuszczą. Toteż wkrótce otwiera nam drzwi starszy
Włoch i z duma pokazuje pokój. Z ulgą ładujemy się do apartamentu, mąż jeszcze
idzie zaparkować poprawnie samochód (na białych liniach), duży darmowy parking
na Piazza Vittorio Emanuele.
Dzień
drugi, czyli trzeba sprawy przemyśleć
Nasze plany były uzależnione od pogody, a
prognozy nie napawały optymizmem – trochę słońca trochę deszczu. Wynajmując
apartament liczyłam trochę na darmowe rowery ale syn właściciela uprzejmie przeprosił
za wczorajsze perypetie i wyjaśnił, że
posiadają aktualnie tylko jeden rower więc i tak musimy iść do wypożyczalni. Apartament
jest bardzo klimatyczny, prowadzi do niego olbrzymi korytarz , w którym stał
samochód, nasze rowery i motory, winda - podobną widziałam na jakimś francuskim
starym filmie. Śniadanie jedliśmy
codziennie tuż za rogiem apartamentu, na głównym deptaku z widokiem na kolegium
jezuickie. Już po pierwszym dniu pracownik czy właściciel traktował nas jak
znajomych i wiedział, że ma zrobić dwie herbaty
- tak w krainie kawy piliśmy herbatę ale wielu angielskich turystów tak
robiło. I przyrządzał nam pyszne kanapki ze świeżą mozzarellą i papryką. Opodal znaleźliśmy wypożyczalnię rowerów i wkrótce
zaczęliśmy pedałować w kierunku słynnych salin i Marsali – miejscowości znanej m.in.
ze słynnego wina. Decyzję podjęliśmy spontanicznie za co ponieśliśmy konsekwencje i do celu nie dotarliśmy.
 |
Uliczki Trapanii |
Trasa: Trapani -
saliny - Marsala - która nie została zrealizowana – 36,50 km
Wypożyczalnia rowerów w niczym nie przypominała
tych znanych z wysp kanaryjskich. Było w niej wiele rowerów pamiętających lepsze
lata, trochę zardzewiałych, za to prowadził ją sympatyczny Włoch dla którego nie
było problemem kiedy oddamy rowery - w nocy, możemy do niego zadzwonić , jutro
- nie ma problemu. Wybraliśmy wersję oszczędną – 10 euro za dzień, gwoli
sprawiedliwości była też luksusowa opcja rowery np. elektryczne. I tak
ruszyliśmy rowerem zwiedzać Trapanii o poranku.
 |
promenada o poranku |
Trafiliśmy nawet na targ, który trochę przeraził nas chaosem i nagromadzeniem
tanich ciuchów i wszelakich różności. W tym kłębowisku nawet do głowy nam nie
przyszło szukać lokalnych produktów, tylko uciekaliśmy jak najszybciej w
kierunku Marsali. Początkowo droga była pełna samochodów ale szeroka, potem napotkaliśmy
ścieżkę rowerową choć była trochę zarośnięta. Dotarliśmy do pierwszych salin, które nie wyglądały tak jak na pocztówkach,
wydało mi się że zdjęcia są po prostu podkręcone, tym bardziej ze napotkaliśmy
urocze ścieżki wśród salin i flamingi.
 |
Saliny w pobliżu Trapani |
 |
flamingi |
 |
ścieżka wśród salin |
Dopiero później niestety przeczytałam, że należało
salin z obrazków szukać w Nubii, przez którą i tak przejeżdżaliśmy i
widzieliśmy informację o muzeum. Jednak myślałam, że będzie zamknięte bo
muzeum w okolicy Trapani było zamknięte na klucz. A poza tym należało spieszyć
do Marsali. No tak tylko jak znaleźć drogę. Jak zwykle chciałam uniknąć jazdy
po drodze i związku z tym kluczyliśmy po salinach i zielonych polach usiłując
znaleźć trasę.
 |
w poszukiwaniu trasy |
 |
winnice w okolicach Marsali |
W rezultacie ulegliśmy intensywnej inhalacji (przeziębienie
przywiezione z kraju minęło pierwszego dnia) a na drogę i tak trzeba było
wyjechać. Wystarczył ledwie kilometr a napotkaliśmy wygodna ścieżkę rowerowa,
która zapewne doprowadziłaby nas do Marsali. Niestety było już późno, w moim
rowerze szwankował pedał skrzypiał intensywnie i obawiałam się katastrofy a
poza tym na liczniku mieliśmy już sporo kilometrów więc zawróciliśmy. Plan nie
został niestety zrealizowany chociaż i tak było całkiem przyjemnie.
 |
restauracja w Salinagrade |
A wieczorem
pozostało nam zwiedzanie Trapani i uczta w jednej z wielu pizzerii.
 |
promenada w Trapanii |
 |
promenada w Trapanii |
 |
zachód słońca w porcie w Trapanii |
Dzień trzeci, czyli o pożytkach wyruszania rankiem i korzyściach z wypożyczenia samochodu
Rezerwat Zingaro, Castellammare del Golfo, Segesta
Rezerwat Zingaro
Następny
dzień wg. prognoz pogody miał być słoneczny ale nie upalny – idealny na wyprawę
do rezerwatu Zingaro. W następnych dniach przewidywano upał, wydawało się, że będzie to idealna pora na zwiedzanie Favigany, a potem deszcze – wszystkie prognozy
niezupełnie się sprawdziły. Ogólnie było ciepło, czasem upalnie – jak np.
podczas trekkingu po Zingaro, deszcz spotkał nas tylko na Faviganie (wbrew
prognozom). 13 stopni – widoczne z relacji endomondo z poprzedniego dnia było
fałszem – temperatura była w sam raz na krótkie spodenki. To oczywiście nasze
odczucia – cieplej niż nad Bałtykiem latem, ale dla Sycylijczyków było
przedwiośnie – chodzili ciepło ubrani w czapki i szaliki, dzieci grały w piłkę
ubrane w ciepłe dresy. A Sycylia w kwietniu była przepiękna, pełna kwitnących kwiatów
i bez upałów – idealna na wycieczki rowerowe. Tym razem wykorzystaliśmy samochód i bez problemu, drogą wzdłuż wybrzeża,
dojechaliśmy do Scopello. Przez rezerwat prowadzi kilka ścieżek (mapkę otrzymujemy wraz z biletem). Zamierzaliśmy
wybrać najdłuższą trasę ale zanim dotarliśmy było już dość późno, zrobiło się upalnie
i wybraliśmy najkrótszą biegnącą wzdłuż wybrzeża trasę. I dobrze, ponieważ
droga nie okazała się zbyt łatwa. Mimo, że wiele osób pisze iż jest w zasadzie
płaska, przypominała mi trasy w Karkonoszach – no w każdym razie tak było od
wejścia południowego od Scopello Mijaliśmy zmęczone i zasapane rodziny
usiłujące dotrzeć do trzeciej czy czwartej plaży bo pogoda na plażowanie
zrobiła się przepiękna. Jednym słowem rada: dojechać jak najszybciej, przed
upałem i zabrać ręcznik.
W drodze
powrotnej zahaczyliśmy o muzeum i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku
uciekliśmy do klimatyzowanego samochodu. Przed całkowitym spaleniem na
frytkę zapobiegł kapelusz, który w przebłysku przytomności zakupiłam u
sprzedawcy przed wejściem na szlaki rezerwatu. Jednym słowem cieszę się ze
byłam tam w kwietniu.
 |
rezerwat Zingaro |
 |
ścieżka w rezerwacie |
 |
i tak kilka kilometrów |
 |
widok na pierwszą plażę |
 |
widok z ławeczki pod muzeum |
Castellammere del Golfo, Segesta
Tego dnia bardzo przydał nam się samochód.
Wygnani upałem i zmęczeniem szybko przemieściliśmy się do Castellammare del
Golfo, gdzie zjedliśmy obiad w klimatycznej knajpce (była otwarta mimo godziny 16). Bez problemu można było zaparkować przy samym porcie i
promenadzie.
 |
port w Castellamare del Golfo |
 |
Castellamare del Golfo: widok na zamek - muzeum |
Zwiedziliśmy również muzeum (wstęp wolny) i pojechaliśmy do
Segesty. Pojechaliśmy zgodnie ze
wskazaniem nawigacji do parku archeologicznego, mijając po drodze zielone pola,
kwitnące wszędzie kwiaty. Tu spotkało nas zaskoczenie, widzimy parking, autobusy
ale strażnik każe nam zawrócić i jechać
na dół. Na szczęście zauważyliśmy samochody na dopiero co urządzanym
nowym parkingu. Kupiliśmy bilety, które były biletem na autobus, który dowozi
turystów na teren parku. Przy wejściu należy kupić bilety i pozostaje
tylko podziwiać ruiny majestatycznej świątyni, położonej na wzgórzu.
 |
Segesta - niedokończona świątynia na wzgórzu |
 |
świątynia w Segeście |
Skorzystaliśmy z busika, który zawiózł nas na szczyt wzgórza do ruin teatru częściowo wbudowanego w zbocze. Ze wzgórza roztacza się widok na dolinę w kierunku
zatoki Castellamare.
 |
Segesta: amfiteatr |
 |
Segesta: amfiteatr - w oddali widoczne morze |
Dzień czwarty, Favignana, czyli nie zawsze prognozy się sprawdzają, 14 kwietnia
Rowerem po Favignanie
Według prognozy pogody dzień miał być słoneczny i
wręcz upalny. Dlatego zaplanowaliśmy wycieczkę na Favignanę. Wybraliśmy wodolot
Liberty Lines (płynie szybciej choć jest droższy niż prom, przy kupnie biletu
należy określić godzinę powrotu) i z biletami w ręku pobiegliśmy po kurtki
ponieważ jednak nie było ciepło. Płynęliśmy około pół godziny, po drodze zawijając
na Levanzo. Na wyspie przywitały nas chmury i naganiacze oferujący wynajem
rowerów. Rowery wypożyczyliśmy w porcie – 5 euro za cały
dzień, bo chmury nas goniły. Ledwo zerknąwszy na mapkę ruszyliśmy w polecanym kierunku. Zżymaliśmy się potem na
naszą decyzję ponieważ ciągle jechaliśmy pod wiatr. Ledwo wyruszyliśmy
złapał nas deszcz i grzmoty. Zawinęliśmy nawet na rynek by
schować się przed deszczem ale wkrótce i tak ruszyliśmy bo chcieliśmy objechać całą wyspę. Dość
szybko przejaśniło się, ubrania wyschły, zrobiło się całkiem ciepło ale dzień na Favignanie
i tak należał do najchłodniejszych a w drodze powrotnej już na promie przydały się
polary.
 |
port w Favignanie |
 |
Favignana: rynek w deszczu |
Droga rowerowa na Favignanie jest piękna. Biegnie wzdłuż wybrzeża, pól, plaż położonych między skałami. Samochodów spotkaliśmy niewiele a szlak był praktycznie płaski (dzięki temu, że pracownik wypożyczali kazał nam ruszyć w lewo, do portu zjechaliśmy z górki).
 |
kwiaty, skały i morze - kwiecień na wyspie |
 |
jedna z licznych plaż w Favignanie |
 |
droga przy plaży w południowej części wyspy |
By dostać się na drugą część wyspy przejechaliśmy tunelem, w którym jest bezpieczne pobocze dla rowerów i pieszych. Jeśli chcemy zwiedzić całą wyspę, dobrze przeznaczyć na to całe popołudnie. Przejechaliśmy 34 kilometry, a przecież trzeba było podziwiać zatoki i plaże jak i zatrzymać się w miejscowych knajpkach.
 |
plaża w Favignanie - kwitnące sekulenty |
Dzień piąty- czyli o planie zrealizowanym ponad normę
Trapani – Tonnara di Bonagia - Grotta Mangiapane - 42 km
Plan był prosty: dotrzeć do Grotta Mangiapane. Ruszyliśmy
nadmorską promenadą, ruchliwą ale szeroką, a samochody wymijały nas w bezpiecznej odległości. I w
ten całkiem przyjemny sposób dotarliśmy do Tonnara di Bonagia. Zjechaliśmy
by odpocząć w miasteczku położonym nad zatoką. Można tam kupić produkty
regionalne, zwiedzić małe muzeum, wypić kawę. A poza tym tam zaczyna się
ścieżka rowerowa.
 |
droga wyjazdowa z Trapani |
 |
Tonnara di Bonagia.
| | |
 |
Tonnara di Bonagia.
|
Wygodną ścieżką rowerową dojechaliśmy do rezerwatu Monte Cofano. Droga biegła wzdłuż brzegu morskiego, wśród łąk i kwiatów, z widokiem na dominującą nad okolicą górą.
 |
promenada w Cortigliolo |
 |
widok z drogi rowerowej |
i tak dotarliśmy do celu - Groty Mangiapane - skansenu - wioski położonej w wykutych w skale grotach.
Szybko zjechaliśmy do Cornino, obawiając się zapowiadanego deszczu, zachmurzyło się ale burza ostatecznie nie nadeszła. Wiatr i chmury przeczekaliśmy w knajpce przy porcie, na szczęście otwartej mimo zdawałoby się nieodpowiedniej godziny.
 |
Cornino |
Do Trapani dotarliśmy dobrze już znaną drogą nad brzegiem morza. Złapaliśmy po drodze gumę i musieliśmy co chwila używać pompki, którą zapobiegliwie wzięliśmy. To niestety zajmowało sporo czasu ale i tak dotarliśmy do Trapani na tyle wcześnie, że wjechaliśmy kolejką na Erikę.
 |
procesja w Erice |
Komentarze
Prześlij komentarz